Od połowy filmu walczyłem sam ze sobą, ogladać nie oglądać, ale jakos dotrwałem do końca.
Nic nie znalazłem co dotąd ogladałem w innych tego typu filmach. Główna bohaterka bardzo nie
przekonywująca w swych działaniach. Typowanie przez nią głównych podejrzanych poprzez
wywieszanie na tablicy nazwisk rodem z najwyższej kryminalistyki tak było naiwne, ze aż oczy
bolały. Nie jestem rasistą, ale obsadzeni główych ról przez Hidusów tak nie pasuje w tym
thrllierze jak piernk do wiatraka. Ci Hindusi to jeszcze jako tako wpsowują się w filmy
romantyczne, ale w sensacji to całkowity niewypał.
A mnie właśnie od połowy wciągnął... Faktycznie na początku jakoś mi ci Hindusi nie pasowali, ale w trakcie oglądania stopniowo do nich przywykłam... Może u nas to wynika z faktu rzadkiego oglądania Hindusów na ulicach - jakoś nam nie pasuje wizualnie, że ich aż tylu jest w tej jednej dzielnicy, skoro sami ich w swoich dzielnicach rzadko widzimy...
Fakt, ogółem nic odkrywczego, niektóre wątki lekko przerysowane, ale postacie wydają się naprawdę realistyczne (może oprócz siostry, bo 99% sióstr aż tak by dla brata nie ryzykowało). W każdym razie ujęło mnie dość realistyczne tło obyczajowo-społeczne filmu.
Co do tej tablicy, to faktycznie - banał... Ale jakoś mnie nie raziło przesadnie mocno. W sumie nawet pasowało, bo filmy z Hindusami zwykle są naiwne... ;)
Ogólnie pasowało mi to, że fabuła była dość mocno skomplikowana - wielowątkowość powodowała, że w filmie wciąż się coś działo i przestawał nudzić, gdy człowiek już się trochę oswoił z bohaterami...
Ale tu nawet nie chodzi o grę aktorską - faktycznie papierową - ale o brak sensu, albo inaczej - nonsensy scenariuszowe. Mniejsza już o to, że cały ten Vip, czy jak mu tam, bierze z rąk mordercy dymiącą spluwę i leci alejką pełną świadków, ale scena, gdy siostra oskarżonego, dziana paniusia, przyjeżdża sobie z Paryża, wyręcza policję i UWAGA, bez żadnych problemów wchodzi do gniazda dilerów, ba - podpatruje ich przez wentylator - no to mnie rozwaliło. Daję temu czemuś filmopodobnemu 3, bo lubię - powiedzmy - Hindusów. Z drugie strony - żal taśmy..., oj żal.