PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=34311}

Ludzie w hotelu

Grand Hotel
7,3 2 114
ocen
7,3 10 1 2114
7,0 7
ocen krytyków
Ludzie w hotelu
powrót do forum filmu Ludzie w hotelu

To słowa, które Garbo wypowiada w tym filmie. Zostały one później utożsamiane z Gretą Garbo, nie tylko przez nastęne 9 lat kariery, ale także przez dalsze lata jej raczej samotnego życia w nowojorskim apartamencie.

Film jest świetny, był to pierwszy film, w którym obsadzono znanych aktorów i aktorki do wszystkich ważniejszych ról. Dlatego "Ludzie w hotelu" jest i nie jest filmem Grety Garbo (tzw. "Garbo's vehicle"). Gra tu także John Barrymore, Joan Crawford, Lionel Barrymore, Lewis Stone - elita Hollywoodu początku lat 30tych. Film do dziś jest prawdziwym arcydziełem!

ocenił(a) film na 8
Frank

Jest ciekawy, kilka momentów zabawnych, dobrze sie ogląda, ale Garbo czasem mnie śmieszyła...może jej aktorstwo sie zestarzało?

ocenił(a) film na 10
Dorientes

Nie, to nie jej aktorstwo. W innych filmach wychodzi nawet całkiem przystępnie dla naszych czasów. To ta rola w "Ludziach w hotelu" kobiety opuszczonej, dramatycznej, pełnej nostalgii. Ale ten film jest jeszcze pod jednym względem inny...tutaj nie tylko Garbo jest gwiazdą, ale wielu innych, np. Lionel i John Barrymore, Joan Crawford. To plejada ówczesnych gwiazd i "Ludzi w hotelu" uznano rychło za film pełen najznakomitszych aktorów i aktorek.

ocenił(a) film na 10
Frank

Moim zdaniem Joan Crawford jest w tym filmie najlepsza! Przede wszystkim jej uroda.. cudo! No i kokieteria z jaka rozmawia z baronem w jednej ze scen. Naturalność, urok i przepiękny uśmiech

ocenił(a) film na 6
Mularka

Podzielam opinię. Crawford, swoim drapieżno-zadziornym aktorstwem i oszałamiającą urodą, podbiła moje serce! Uwielbiam scenę flirtu z Baronem :)

ocenił(a) film na 7
Frank

Moim zdaniem, rola Grety zagrana troche zbyt melodramatycznie.

użytkownik usunięty
nelly2

To 1. film z Gretą Garbo, jaki widziałam i, faktycznie, jej gra aktorska jest zmanierowana w tym obrazie. Być może miało to oddawać patetyczny styl bycia baleriny, być pełnym ekspresji symbolem, jak w kubistycznym obrazie...
Zobaczę, jak Garbo sprawdza się w roli Damy Kameliowej, bo jak na razie nie pojmuję jej famy (podobnież, jak u Rudolfa Valentino). Jak na 27 lat wygląda dość staro, a Joan Crawford jest wiele bardziej hipnotyzująca.
Przyznam wszakże, że pozostawia coś w sercu, ta pani Garbo. Może w tym sęk?

W każdym razie film świetny, wciąż aktualny. Zachwyciła mnie scena końcowa w połączeniu z cytatem:
"Co człowiek robi w Grand Hotelu? Je, śpi, wałęsa się, trochę flirtuje, trochę tańczy. Setki pokoi prowadzą do jednego korytarza. Nikt nie wie nic o swoim sąsiedzie. A kiedy ktoś wyjeżdża, ktoś inny zajmuje jego pokój, leży w jego łóżku. Taki jest koniec."
I na koniec filmu, również Lewis Stone,:
"Grand Hotel. Ciągle taki sam. Ludzie przyjeżdżają i wyjeżdżają. Nic się nie dzieje."

Ostrzegam, W Damie Kameliowej jeszcze bardziej szarżuje

ocenił(a) film na 9
Justyna_0288

''mezszczyzna, ktory nie jest z kobieta to martwy mezszczyzna''
musze przyznac, ze towarzystwo joan crawford byloby bardzo rewitalizujace.
czuje sie dziwnie przygnebiony po obejrzeniu tego fimu.
troche nie zgadzam sie z opinia o gg. w porownaniu z joan miala o niebo trudniejsza role i moim zdaniem wywiazala sie z niej bardzo dobrze. ujme to tak: za kazdym razem, gdy widze ten film gg intryguje bardziej. necropornstar ma poniekad racje. miala grac tu wielka dive i wlasnie ta jej nadekspresyjnosc (teatralnosc) skontrastowana z desperacka potrzeba bycia kochanym, wielbionym, ubostwianym wychodzi przynajmnie rownie udanie jak naturalna kokieteryjnosc joan (scena gdy menadzer zapewnia ja o wypelnionej sali, a ona w mgnieniu oka porzuca melancholie i wypelnia sie egzaltacja). ponadto jest to jedna z rol, w ktorej gg zrywa z wizerunkiem kobiety - wampa z jakim jest glownie utozsamiana, i ktory to przyniosl jej slawe.
a moze tak naprawde to postac grana przez gg rozumie, ze:
''kobieta, ktora nie jest z mezszczyzna to martwa kobieta''

użytkownik usunięty
lukaslondon

Niektóre filmy robią wrażenie podczas oglądania, tudzież sprawiają, że po zakończeniu seansu siedzimy zachwyceni, zniszczeni formą i treścią. Jednakże zauważyłam, że po upływie czasu zachwyt znika, ba, nawet zapomina się wiele elementów fabuły i pozostaje mgliste wspomnienie zadowolenia, mile spędzonego czasu oraz kilku uśmiechów diw oraz amantów. Dla mnie takim filmem był "Wielki Sen", jakkolwiek na wysokim poziomie, lecz po kilku miesiącach musiałabym się długo zastanawiać, jakie było zakończenie.
Zupełnie inaczej jest z "Grand Hotel". Nie dość, że wspaniały kunszt aktorski, to jeszcze sam scenariusz pozostawia ogromny odcisk na duszy. Podobnież, jak Lukas, czułam się przygnębiona po seansie. Pominę już osobiste refleksje odnośnie porównywania siebie do bohaterów filmu, ponieważ każdy odbiera ich zależnie od swojej osobowości i poziomu empatii. Sęk w pesymizmie filmu i ukazaniu prawdy tak banalnej, jaką jest przemijanie, tralala, wiecie, o co chodzi; czyż nie jest to wspaniała alegoria konsumpcyjnego i podłego świata? Niby, oczywiste, lecz tutaj uderza w dekadenckie niepokoje.

Uważam, że "Grand Hotel" to ponadczasowe arcydzieło.

ocenił(a) film na 9

trafna uwaga z tym wielkim snem. ten film byl troche przekombinowany. momentami meczylem sie z wylapywaniem watkow i sklejaniem ich do kupy. co zwykle jest bardzo atrakcyjne w tego typu filmach, tam jakos nie gralo. jednakze tez poczulem zachwyt po seansie. ale to tak na marginesie. nie wiem, czy mialas okazje zobaczyc to have or to have not? nie wiem czemu, ale zawsze porownuje kreacje l.bacall z tych dwoch filmow. w big sleep wygladala oszalamiajaco musze przyznac, lecz w to have or tu have not wygladala oszalamiajaco i ... stworzyla niezapomniana kreacje. dlaczego?
to troche tak jak w zyciu. ogladamy sie za siebie i staramy sie przywolac pewne wspomnienia, ktore wydaja nam sie szczegolne. ale, by przywrocic ich emocje musimy konstruowac je ponownie w naszej glowie. zaczynamy od detali ... i czesto na nich konczymy. podobnie jest z bacall [z to have to have not], ktora ciezko mi sobie przypomniec. jedyne co potrafie przywrocic to jej monolog:
''te pieniadz naleza do mnie tak samo jak moje usta. nie widze roznicy.[...]wiesz, ze nie musisz ze mna udawac. Nie musisz nic mowic ani robic. nic a nic...co najwyzej gwizdnac. umiesz gwizdac prawda? poprostu zewrzyj wargi i ... dmuchnij''
i teraz ja widze, stojaca w szlafroku w drzwiach pokoju bogarta. powoli przypominam sobie film, krok po kroku, szczegol po szczegole. w przypadku the big sleep jest to niemozliwe. stad thothn zawsze bedzie dla mnie filmem wazniejszym niz big sleep.
a wracajac do grand hotelu, to jego klimat przypomina mi ekranizacje sztuk t. williamsa , ktore za kazdym razem burza poczucie egzystencjalnej sielanki. najzabawniejsze jest to, ze wiemy jak okrutne i bezlitosne jest zycie, ale podswiadomie boimy sie do tego przyznac. moze dlatego, ze ''powstrzymywanie sadow jest oznaka nieskonczonej nadzieji''... a ta jak wiemy umiera ostatnia. przykladem postac grety garbo w grand hotelu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones