film konstrukcyjnie słaby - scenariusz jest banalny a dialogi siermiężne. Główny jego atut to znani aktorzy, którzy niestety nie mają dość dobrego materiału, aby się wykazać. Film momentami wchodzi w estetykę harlekinów ( zwłaszcza opowieść, która stała się asumptem do napisania książki jest ckliwa i nie przekonuje, że na jej bazie można było stworzyć genialną książkę), postacie są płaskie przez to, że połączono trzy historie i nie sposób rozwinąć motywacje poszczególnych bohaterów. Na plus Irons, no ale to za mało żeby polecić ten film.
Pełna zgoda ale słaby efekt końcowy jest związany ze złym doborem aktorów oraz ze złą reżyserią.
Cooper grał jakby był w przerwach od zdjęć Silver Linings Playbook.
Saldama kompletnie przesłodzona postać w tej parze (nie było widać chemii, która trzymała by ich razem przez tyle czasu). Zły wybór aktorki i zle prowadzenie w czasie zdjęć.
Para Ben Barnes i Nora Arnezeder Celia o wiele bardziej wiarygodna, można uwierzyć w ich historię mimo nakreślenia jej grubą kreską.
Jeremy Irons, szarżujący i krzyczący histerycznie o tym, że "ukradziono mu życie" był kompletnie niezrozumiały. Miał być tragiczny a wyszedł na przegranego z własnej winy.
O co chodziło pomiędzy postaciami Dennisa Quaid'a i Olivi Wilde jest parę ciekawych postów i ja przyznaję że nie wiem po co rozbudowano ten wątek. Do klimatu melodramatu w filmie, pasowała by hipoteza o nieznanej córce szukającej korzeni ale nie z takim zakończeniem.
Ogólnie film poprzez źle skonstruowane postacie i scenariusz, słaby.