To moje subiektywne odczucie, ale ta część wydaje się dawać najwięcej poczucia "katharsis", najbardziej podnosić na duchu. Zachęcam do obejrzenia na sam koniec, a rozpoczęcia od części "Them".
Jestem po seansie "Him" i "Her". Powiedz mi, flere87, w "Them" nie ma żadnych nowych scen, prawda? To zedytowany i zmontowany materiał z wersji "Him" i "Her"? Bo tę wersję zamierzam sobie zostawić na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Co do tego, która wersja lepsza... nie potrafię stwierdzić. "Him" ma znakomite zakończenie, naprawdę piękną stricte ostatnią scenę i być może to przeważa na jej korzyść. Oba filmy traktuję jednak jako jedną całość, choć Benson zrobił kilka psikusów zmieniając pewne szczegóły we wspólnych scenach. I tak jak jedne z tych zmian uważam za naprawdę subtelne i świetne, tak inne są trochę dla mnie niezrozumiałe i niepotrzebne.
Nie wiedziałem ze to trylogia i zaczałem od ostatniej, a szkoda teraz zabieram się za następne 2 części. No noc jest jeszcze młoda :P
Wyszłam z założenia, że trzeba najpierw poznać ogólną historię, dlatego najpierw obejrzałam "Them", jednak masz rację, żadnych nowych scen nie ma.
Ja wybrałam kolejność" Him" a następnie "Her" i też nie żałuję. Zaczynamy od opowieści męża, który próbuje odzyskać żonę i nie wie co się z nią dzieje. W drugiej części dowiadujemy się się gdzie w tym czasie przebywa El. (SPOILER podobnie jak w Zaginionej dziewczynie) Oglądanie filmu przypominało puzzle, gdzie dopasowujemy kolejne elementy układanki. A sam film naprawdę warty obejrzenia :)
A ja zaczęłam od części Her, potem Him, na koniec zostawiłam Them. I faktycznie, część o Nim najciekawsza, najbardziej emocjonalna. Ciekawie było widzieć tę samą historię z dwóch różnych perspektyw. Zaś część łącząca obydwa spojrzenia niepotrzebna.