Nie hejtuję jej. Mam sentyment do paru jej aktorskich występów z czasów gdy była twarzą niezależnego kina z Baumbachem. Jednak nie potrafię pojąć jej fenomenu jako reżyserki. Ot, kręci sympatyczne kino na niedzielny wieczór, ale w żadnym z tych trzech tytułów nie ma niczego podchodzącego pod wielkie kino czy zasługującego na te wszystkie nominacje do Oscarów. "Lady Bird" to przyjemny film z fajną rolą Saoirse, ale tak naprawdę nie odkrywczego. "Małe kobietki" - urokliwa adaptacja, ale wyróżniająca się na tle poprzednich ot zmienioną narracją. Natomiast "Barbie"... doskonały przykład jak się nie robi kina feministycznego. Mimo to Gerwig na filmowym Twitterze chyba jest już w hierarchi na równi ze Scorsese.

Mam to wrażenie, że stała się glosem młodego pokolenia filmowców z przypadku. Wybuchło #metoo, komisje nagród by nie być posądzane o seksizm musiały wyciągnąć jakąś Panią reżyser za uszy i padło akurat na nią. Powiedzmy sobie jednak szczerze - znajdą się ciekawsze reżyserki, które nie mają takiego PR-u, a więcej dobrego są w stanie zrobić dla kina.