zdecydowanie zbyt duzo jest mydla w dialogach, ktore sa naprawde fatalne. scenariusz jest oparty na sztuce, moze to dlatego. w kazdym badz razie, ciezko jest ich sluchac, nawet przez 80 minut. w dodatku jedyna osoba posiadajaca tu osobowosc jest gg. niejaki gordon zginal w jej cieniu, stad ich romans stal sie pozbawiony emocji. nie wiem czemu nie udalo sie pozyskac g. coopera do roli toma. moze on bylby w stanie prowadzic gg. jezeli ktos wogole mogl prowadzic gg?
jak wspomnialem fabula bazuje na sztuce, wiec film jest mocno teatralny. niewiele sie tu dzieje, stad marnosc dialogow rzuca sie momentalnie w oczy. jest to naprawde zaskakujace i nie do konca zrozumiale, poniewaz dialogami mozna bylo ten film wygrac. tymczasem dosc spora klapa. nie dziwi mnie, ze film jest mocno zapomniany.
podobienstwo do innych filmow z gg rzuca sie niemalze od poczatku w oczy. i prawde powiedziawszy nie wiem czy mam ochote kontynuowac odkrywanie kolejnych jej filmow, tylko po to bym mogl sie na nia napatrzyc. tylko dla niej warto ten film zobaczyc.